Michał Gaweł – prezes zarządu FUNDACJI DIALOG w Białymstoku
[fot. Patryk Śledź/bia24.pl]
Absolwent Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, gdzie na Wydziale Nauk Historycznych i Społecznych ukończył studia politologiczne, a na Wydziale Filozofii studia filozoficzne. Jest również absolwentem podyplomowych studiów menadżerskich w zakresie zarządzania w Szkole Głównej Handlowej. Jest nauczycielem dyplomowanym, uczy filozofii i etyki w VI LO i KLO w Białymstoku. Od lat związany z organizacjami pozarządowymi m.in. był wiceprezesem Fundacji Starszy Brat Starsza Siostra – Polska, a w latach 2009 – 2019 r. był zastępcą dyrektora Caritas Archidiecezji Białostockiej. Pracował również w Caritas Diecezji Kieleckiej i Caritas Polska. Autor i współautor oraz koordynator wielu projektów. Od 2001 roku do chwili obecnej prezes zarządu Fundacji Dialog. Redaktor i współredaktor publikacji z zakresu mentoringu, wolontariatu, streetworkingu. Prywatnie maż Asi i tata dwóch synów i trzech córek oraz rodzic zastępczy (https://fundacjadialog.pl/o-nas/zarzad-fundacji/).
ROZMOWA. Michał Gaweł: Jesteśmy wentylem humanitarnym
Patryk Śledź p.sledz@bia24.pl
30.11.2021
Gdy funkcjonariusze Straży Granicznej widzą osobę osłabioną, chorą, to nie chcą, by zginęła np. z powodu wychłodzenia i robią wszystko, by do tego nie dopuścić. Wtedy kierują ją do nas - mówi nam Michał Gaweł, prezes białostockiej Fundacji Dialog.
Gdy przyjeżdżam do noclegowni przy ul. Kolejowej w Białymstoku, widzę na podwórku małego chłopca grającego w piłkę, mimo padającego śniegu z deszczem. Na korytarzu obserwuję, jak jednej z kobiet wydawane są ubrania. Mijam kilka uśmiechniętych osób, w tym dzieci. Ośrodek jest skromny, ale przytulny. Siadamy z prezesem Fundacji Dialog w niedużym pomieszczeniu i rozmawiamy - o niesieniu pomocy, historiach migrantów i dramatycznym przebiegu kryzysu na granicy polsko-białoruskiej.
Patryk Śledź, bia24.pl: Nie wszyscy sobie zdają sprawę, że pomagacie systemowo.
Michał Gaweł, prezes Fundacji Dialog: Działania prowadzimy wspólnie ze Strażą Graniczną, to tzw. pomoc instytucjonalna na podstawie art. 400. ustawy o cudzoziemcach. Świadczymy ją osobom, które przybywają na granicę polsko-białoruską i nie chcą być objęci ochroną międzynarodową oraz ze względów zdrowotnych nie mogą przebywać w ośrodkach zamkniętych. Wtedy udzielamy im pomocy w formie noclegu, wyżywienia, ubrania, pomocy lekarskiej i psychologicznej. Możemy zaopiekować się tymi ludźmi przez okres sześciu miesięcy, współfinansuje to Straż Graniczna. Cudzoziemcy mogą wtedy legalnie poruszać się po terenie Polski, ale muszą do nas wrócić w ciągu 48 godzin. Jeśli tego nie zrobią, to wtedy tracą tą pomoc instytucjonalną.
A wracają?
Gdyby te osoby złożyły wnioski o ochronę międzynarodową, to wtedy byłyby przekazywane do Szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców i tam jest rozpatrywany ich wniosek. Rzecz w tym, że zdecydowana większość nie chce takich wniosków składać. Z prostego powodu - w naszym kraju nie ma społeczności kurdyjskich, arabskich, one są na zachodzie. Migranci próbują się tam dostać, bo w znacznej większości mają tam rodziny.
Większość chce wyjechać, ale nie wszyscy. Ktoś zostaje?
Tak, są pojedyncze osoby, ale 90 proc. nie zamierza tutaj zostać. To naturalne, skoro mają rodziny w innych krajach. Ci, którzy jednak pozostają, decydują się na większe miasta niż Białystok. Tam jest lepszy rynek pracy i szansa na spotkanie znajomych.
Ilu macie w tej chwili podopiecznych?
Teraz 21 osób, a w tym roku mieliśmy już k. 300. Większość z nich przywieźliśmy z granicy, czasami z ośrodków Straży Granicznej. Procedura wygląda następująco: migranci po przekroczeniu granicy trafiają do placówek prowadzonych przez strażników - tam są wykonywane czynności administracyjne, sprawdzana jest ich tożsamość. Jeżeli te osoby deklarują, że nie będą składały wniosków o ochronę międzynarodową, a ich stan zdrowia nie pozwala na umieszczenie ich w detencji, to wtedy trafiają do nas. Ciągle świadczymy im pomoc, mamy lekarza Syryjczyka, który codziennie ich odwiedza, zatrudniamy również lekarzy z zewnątrz, opłacamy też pomoc medyczną w szpitalach. Dajemy możliwość bezpłatnej porady prawnej, jeżeli chciałyby złożyć wniosek o ochronę międzynarodową, to pomagamy im przygotować dokumenty. Jesteśmy wentylem humanitarnym. Gdy funkcjonariusze Straży Granicznej widzą osobę osłabioną, chorą, to nie chcą, by zginęła np. z powodu wychłodzenia i robią wszystko, by do tego nie dopuścić. Wtedy kierują ją do nas.
To uchodźcy ekonomiczni?
To bardzo trudne do rozstrzygnięcia, ponieważ te osoby np. jeśli pochodzą z Iraku, który jest uznawany za kraj bezpieczny, to wywodzą się z miejsc często bardzo niebezpiecznych. Mamy tutaj panią, której wioska została zbombardowana i w tej chwili nie ma gdzie wrócić. Mamy też bardzo dużą grupę osób z Syrii, Afganistanu, które nie są uznawane za kraje bezpieczne. Na tym etapie są migrantami. Po złożeniu odpowiednich wniosków, mogą starać się o status uchodźcy.
Kim są te osoby prywatnie?
To bardzo różne osoby: mamy filologów czy dziewczynę, która jest filmowcem. Spora grupa jest dobrze wykształcona. Wielu z nich przydałoby się na polskim rynku pracy.
Oni zdają sobie sprawę, że są wykorzystywani w grze politycznej Łukaszenki?
Chyba tak. Wiedzą, że przedostanie się na zachód jest bardzo ryzykowne, ale wielu osobom się to udało. Wiedzą, że będzie trudno, a Białorusini są brutalni... ale i tak próbują. To świadczy o tym, jaka jest ich sytuacja życiowa - są bardzo zdeterminowani, by uciec ze swoich krajów. Sprzedają całe majątki, zastawiają domy, rodziny się składają na wyjazd do Europy. To kosztowne i niebezpieczne, ale ich zdaniem warto podjąć ryzyko.
Czy któraś z historii migrantów Pana szczególnie dotknęła?
Wszystkie są trudne i wszystkie mnie dotykają. Niektóre są bardzo radosne, kiedy na granicy urodziło się dziecko, któremu w tej chwili nic nie grozi. Była też 70-letnia babcia, która po wielu latach spotkała się ze swoją rodziną w naszym ośrodku. Nie brakuje również tych tragicznych historii, gdy musieliśmy kogoś pochować. To bardzo indywidualne wydarzenia, jak najbardziej prawdziwe. Wszystkie opisujemy w naszych mediach społecznościowych.
Spotykacie się z hejtem?
To co mnie bardzo martwi, to podziały społeczne podsycane przez media - nawet wśród chrześcijan. Doszło do takiej sytuacji, że usprawiedliwia się przemoc. Nie chcę wchodzić w politykę, lecz często migrantów pokazuje się jako tych, którzy rzucają kamieniami, plują na Straż Graniczną, jako recydywistów. Zapomina się o tym, że służby białoruskie tworzą taki przekaz, to bardzo niebezpieczne, bo to niszczy naszą narodową wspólnotę. Z jednej strony można chronić granicę, a z drugiej udzielać pomocy humanitarnej. Na pewno potrzebny jest jakiś konsensus, żeby nie dopuścić do tego, by ludzie ginęli na granicy. Trzeba wspierać Straż Graniczną i nasze służby, a jednocześnie pamiętać, że nie brak osób potrzebujących - trzeba znaleźć złoty środek. Nie może być tak, że ulegamy szantażom "białoruskiego satrapy". Każdego trzeba ratować, bez względu na wyznanie, światopogląd.
Da się to pogodzić?
Oczywiście. Na tym polega też współpraca naszej Fundacji ze Strażą Graniczną - dbamy, by osoby, które cierpią, które są najsłabsze - by nie były wypychane. Moim prywatnym zdaniem, cała ta sytuacja wymaga też zaangażowania Frontexu i dopuszczenia organizacji pozarządowych i mediów na granicę polsko-białoruską. To jest pewne niebezpieczeństwo, trzeba to uporządkować np. za pomocą akredytacji i zgód wydanych przez nasze służby. Wspomniał Pan o hejcie, ale nie zapominajmy też o dużym społecznym zaangażowaniu - stowarzyszeń, mieszkańców strefy przygranicznej, lekarzy. Oni też starają się pomóc, widać spory oddolny ruch.
Myśli Pan, że kryzys migracyjny wkrótce się zakończy?
Trudno powiedzieć. Myślę, że konsekwentne działania na granicy doprowadzą do tego, że reżim białoruski się ugnie. Martwię się jednak, że ktoś robi na tej sytuacji po prostu "duży biznes". Migracja to jest problem historyczny i problem przyszłości. Są badania, które mówią, że ok. 60 proc. osób chce wyjechać z Afryki i bliskiego wschodu, dla nich Unia Europejska jest krainą marzeń. Będą wciąż chcieli się do niej dostać, jak nie w ten, to w inny sposób. Wcześniej, czy później, ale ten problem wróci do nas jak bumerang.
https://bia24.pl/kategorie/extra/rozmowa.-michal-gawel-jestesmy-wentylem-humanitarnym.html
* * *
Na zdjęciu poniżej woluntariuszka w schronisku Fundacji Dialog z dziećmi w wieku 7-16 lat, małżeństwa z Iraku. Matka tych dzieci przebywała w ciężkim stanie w szpitalu po poronieniu w 27 tygodniu ciąży. Zmarła 5 grudnia br.
Fot: J.Balicki (1.12.2021).